Recenzja filmu

Sztanga i cash (2013)
Michael Bay
Mark Wahlberg
Dwayne Johnson

Portfolio Michaela Baya

Chwilami film jest naprawdę zabawny, a niektóre pomysły to mistrzostwo czarnego dowcipu. Niestety są to nagłe eksplozje humoru, które niczym supernowa pojawiają się, by zaraz zniknąć. Powoduje
Michael Bay i komedia? To ryzykowna kombinacja. Czasem się udaje, a czasem nie, o czym pamiętają chyba widzowie drugiej części "Transformers". Sam Bay chyba też zdawał sobie sprawę, że komedia nie jest jego najsilniejszą stroną, więc zamiast wymyślać fabułę, sięgnął po gotowca.

Historia opisana w "Sztandze i cashu" wydarzyła się naprawdę. Jest tak absurdalna, że trudno w nią uwierzyć. Za to potencjał humorystyczny ma duży... oczywiście, jeśli nie brać pod uwagę cierpień i śmierci w nim ukazanych. Bay w ignorowaniu niewygodnych faktów jest jednak mistrzem. Ma też dar przekonywania, więc i widzom dopiero długo po opuszczeniu sali kinowej zrobi się głupio, że śmiali się z przestępców zadających ból i mordujących prawdziwych ludzi.

Reżyser sprawnie zaciera granicę między fikcją i rzeczywistością. Kretyńscy bohaterowie "Sztangi i cashu", wymyślając kolejne sposoby na porwanie nadzianego klienta siłowni, w której pracują, czerpią inspirację z filmów. Co ciekawe, cytują raczej "Człowieka z blizną" czy "Ojca chrzestnego", a nie filmy Baya, jakby w ten delikatny sposób reżyser chciał oczyścić się z zarzutów, że jego obrazy mogą być wykorzystane przez widzów w niecnym celu. Sam Bay, tworząc "Sztangę i cash", zachował się dokładnie tak samo jak jego bohaterowie. Wziął to, co mu się podobało z prawdziwej historii i przerobił to w czyste, testosteronowe show. W ten sposób bliżej jest "Sztandze i cashowi" do "Bad Boys" niż do tego, co naprawdę zaszło w Miami w 1994 i 1995 roku.

Obraz z całą pewnością spodoba się fanom twórczości reżysera. Bay bowiem postawił na wtórność całkowitą. "Sztanga i cash" składa się więc niemal wyłącznie z chwytów i manieryzmów, jakie wypracował we wcześniejszych swoich obrazach. Mamy więc obowiązkową eksplozję i kroczących na jej tle bohaterów. Mamy jazdy kamery zataczające kręgi wokół bohaterów. Jest też feeria barw i teledyskowy montaż. Z tych też powodów "Sztangę i cash" można uznać za coś na kształt portfolio przygotowanego przez Baya, by chwalić się swoimi filmowymi dokonaniami.

Niestety mimo wykorzystania wszystkich sprawdzonych w wysokobudżetowych produkcjach chwytów, nie udało mu się zamaskować problemu, jaki ma z humorem. Chwilami film jest naprawdę zabawny, a niektóre pomysły to mistrzostwo czarnego dowcipu. Niestety są to nagłe eksplozje humoru, które niczym supernowa pojawiają się, by zaraz zniknąć. Powoduje to, że normalne w każdej komedii przestoje i spowolnienia akcji tu dłużą się niemiłosiernie, wywołując odwrotny do zamierzonego przez reżysera skutek. Problemem jest również brak umiaru Baya. Jeśli jakiś chwyt sprawdził się na początku filmu, reżyser będzie go powtarzał tak często, że nawet najbardziej pozytywnie nastawiony widz będzie miał tego dość i w końcu się znudzi.

Z tych względów "Sztanga i cash" nie jest nawet w połowie tak dobrym filmem jak mogłaby być w rękach kogoś naprawdę czującego komedię. Na szczęście dla fanów reżysera, nie jest też aż tak źle, by przynajmniej dla części z nich wyprawa do kina okazała się warta zachodu.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Michael Bay to reżyser tyleż popularny, co kontrowersyjny. Można go nie lubić za raczenie widza wielkimi... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones